Napisany: 17 listopada 1875
Źródło:K. Marks i F. Engels, Listy wybrane
Publisher: Książka i Wiedza, Warszawa 1951
Wersja elektroniczna: Polska Sekcja MIA - lipiec 2003
Londyn, 12-17 listopada 1875.
Drogi Panie Ławrow!
Powróciwszy wreszcie z podróży do Niemiec zabrałem się do Pańskiego artykułu1 i przeczytałem go z wielkim zainteresowaniem. Oto moje uwagi: sformułuję je po niemiecku, co mi pozwoli na większą zwięzłość2.
1) Z nauki Darwina akceptuję teorię rozwoju, przyjmuję jednak darwinowską metodę dowodzenia (struggle for life [walkę o byt], natural selection [dobór naturalny]) jedynie jako pierwszy, prowizoryczny, niedoskonały wyraz nowoodkrytego faktu. Do czasów Darwina ci właśnie ludzie, którzy teraz widzą wszędzie tylko walkę o byt (Vogt, Buchner, Moleschott itd.), podkreślali głównie współdziałanie przyrody organicznej: że np. świat roślin dostarcza światu zwierzęcemu tlenu i pożywienia, a odwrotnie, świat zwierząt dostarcza roślinom dwutlenku węgla i nawozu, jak to szczególnie podkreślał Liebig. Oba ujęcia są do pewnego stopnia uzasadnione w obrębie określonych granic, jednak pierwsze jest tak samo jednostronne i ograniczone jak drugie. Wzajemne oddziaływanie ciał — tak przyrody martwej jak i ożywionej — zawiera w sobie zarówno harmonię jak i kolizję, walkę jak i współdziałanie. Jeżeli zatem rzekomy badacz przyrody pozwala sobie sprowadzić całe różnorodne bogactwo historycznego rozwoju do jednostronnego i wąskiego frazesu: ,,walka o byt", frazesu, który nawet w dziedzinie przyrody można przyjąć jedynie cum grano salis [z zastrzeżeniami], to taka metoda postępowania wydaje już sama na siebie wyrok potępienia.
2) Spośród trzech cytowanych ,,ubieżdionnych darwinistow"3[,,przekonanych darwinistow"] jedynie Hellwald wydaje się zasługiwać na wzmiankę. Seidlitz jest w najlepszym razie tylko bardzo mierną wielkością, a Robert Byr powieściopisarzem, którego powieść ,,Trzy razy" wychodzi obecnie w [piśmie] ,,Uber Land und Meer". Tam jest też właściwe miejsce jego Rodomontady. 3) Nie odmawiając zalet Pańskiej metodzie krytyki, którą nazwałbym psychologiczną, wybrałbym jednak inną. Każdy z nas w mniejszym lub większym stopniu podlega wpływom medium [środowiska] intelektualnego, w którym się przeważnie obraca. Dla Rosji, gdzie Pan lepiej niż ja zna swoją publiczność, i dla pisma propagandowego, które apeluje do swiazujuszczewo affekta [wiążącego uczucia], do uczuć moralnych, Pańska metoda jest prawdopodobnie lepsza. Dla Niemiec, gdzie fałszywy sentymentalizm wyrządził i jeszcze wyrządza tak niesłychane szkody, nie byłaby ona stosowna, zostałaby źle zrozumiana, sentymentalnie przeinaczona. U nas potrzebna jest raczej nienawiść niż miłość — przynajmniej w najbliższej przyszłości — a przede wszystkim wyzbycie się ostatnich resztek niemieckiego idealizmu, przywrócenie materialnym faktom ich historycznych praw. Dlatego zaatakowałbym i zaatakuję może w odpowiednim czasie tych burżuazyjnych darwinistow w sposób mniej więcej następujący:
Cała nauka Darwina o walce o byt jest po prostu przeniesieniem nauki Hobbesa o bellum omnium contra omnes [wojnie wszystkich przeciw wszystkim] i burżuazyjno-ekonomicznej nauki o konkurencji wraz z teorią ludnościową Malthusa ze społeczeństwa na ożywioną przyrodę. Kiedy już dokonało się tej sztuki (której bezwarunkową słuszność kwestionuję, jak zaznaczyłem sub [pod] 1), szczególnie jeżeli chodzi o teorię Malthusa), przenosi się znowu te same teorie z przyrody organicznej do historii i twierdzi się, że udowodniono ich moc obowiązującą jako wiecznych praw ludzkiego społeczeństwa. Naiwność tej procedury sama rzuca się w oczy, nie trzeba tracić na to słów. Gdybym chciał jednak ująć to dokładniej — zrobiłbym to w ten sposób, że przedstawiłbym ich w pierwszym rzędzie jako marnych ekonomistów, a dopiero potem jako złych przyrodników i filozofów.
4) Istotna różnica między społeczeństwem ludzkim a zwierzęcym polega na tym, że zwierzęta co najwyżej zbierają, podczas gdy ludzie wytwarzają. Ta jedna, ale kapitalna różnica już sama uniemożliwia przenoszenie bez skrupułów praw społeczeństw zwierzęcych na społeczeństwo ludzkie. Dzięki tej różnicy możliwe jest, by — jak Pan słusznie zauważył — ,,czełowiek wieł bor'bu nie tolko za suszczestwowanije, no za nasłażdienije i za uwieliczenije swoich naslażdienij... gotów był dla wysszewo nasłażdienija otrieczsia ot nizszich" [,,człowiek prowadził walkę nie tylko o byt, ale i o przyjemności i o powiększenie swoich przyjemności... dla. wyższej przyjemności gotów był wyrzec się niższych"]. Nie polemizując z dalszymi Pańskimi konkluzjami, wnioskowałbym dalej z moich przesłanek, co następuje: produkcja ludzka osiąga więc na pewnym szczeblu [rozwoju] taki poziom, że może zaspokoić nie tylko najniezbędniejsze potrzeby, ale również potrzeby zbytku, choćby nawet na razie korzystała z tego tylko mniejszość. Walka o byt — jeżeli na chwilę zechcemy przyjąć tu tę kategorię — zamienia się zatem w walkę o zbytek, a więc już nie tylko o proste środki egzystencji, lecz o środki rozwoju, społecznie wytwarzane środki rozwoju, a do tego szczebla nie dadzą się już zastosować kategorie ze świata zwierzęcego. A więc jeżeli — jak to się dzieje obecnie — produkcja, w swej formie kapitalistycznej, wytwarza o wiele większą ilość środków egzystencji i rozwoju, niż społeczeństwo kapitalistyczne może zużyć, ponieważ w sztuczny sposób nie dopuszcza ono do tych środków egzystencji i rozwoju przytłaczającej większości prawdziwych wytwórców; jeżeli społeczeństwo to przez swe własne prawo życiowe zmuszone jest bezustannie powiększać tę, już i tak dla niego zbyt wielką, produkcję i dlatego periodycznie, co dziesięć lat, dochodzi do tego, że niszczy ono nie tylko całą masę produktów, ale także i same siły wytwórcze — cóż za sens ma tu jeszcze gadanina o ,,walce o byt"? Walka o byt może wtedy polegać jeszcze tylko na tym, że klasa produkująca odbierze kierownictwo produkcją i podziałem z rąk klasy, która je dotychczas sprawowała, ale stała się obecnie do tego niezdolna, a to będzie już rewolucja socjalistyczna.
Nawiasem mówiąc, już samo traktowanie dotychczasowej historii jako szeregu walk klasowych wystarcza, aby wykazać całą płytkość ujmowania tejże historii jako wariantu przejawiającej się ,,walki o byt". I dlatego nie robiłbym fałszywym naturalistom tej przyjemności.
5) Z tej samej przyczyny sformułowałbym odpowiednio inaczej Pańskie, w istocie rzeczy zupełnie słuszne, twierdzenie, ,,czto idieja solidarnosti dla oblegczenija bor'by mogła... wyrasti, nakoniec do towo, cztoby ochwatit' wsie czełowieczestwo i protiwopostawit' jewo kak solidarnoje obszczestwo bratjew ostalnomu miru minierałow, rastienij i żiwotnych" [,,że idea solidarności w imię złagodzenia walki mogła ... spotężnieć tak dalece, aby ogarnąć całą ludzkość i przeciwstawić ją jako solidarne braterskie społeczeństwo pozostałemu światu minerałów, roślin i zwierząt"].
6) Natomiast nie mogę się zgodzić z Panem w tym, by ,,Bor'ba wsiech protiw wsiech" (,,wojna wszystkich przeciw wszystkim") była pierwszą fazą ludzkiego rozwoju. Moim zdaniem, instynkt społeczny był jedną z najistotniejszych dźwigni rozwoju człowieka z małpy. Pierwsi ludzie musieli zapewne żyć stadami — jak daleko możemy spojrzeć w głąb wieków, stwierdzamy, że tak właśnie było.
17 listopada4. Znowu przerwano mi pisanie; kończę dziś ten list, aby go Panu przesłać. Widzi Pan, że moje spostrzeżenia dotyczą raczej formy, metody Pańskiej krytyki niż jej treści.
Mam nadzieję, że uzna je Pan za dostatecznie jasne, pisałem je w pośpiechu i odczytując chciałem wiele słów zmienić, lecz obawiałem się, że rękopis stałby się nieczytelny.
Przesyłam serdeczne pozdrowienia.
F. Engels
2 Pierwszy ustęp listu napisany jest w języku francuskim. — Red. przekł. polsk.
3 W oryginale tego listu, tu i niżej, wyrazy rosyjskie podane są w transkrypcji niemieckiej. — Red. przekł. polsk.
4 Końcowy ustęp listu napisany jest w języku francuskim, — Red. przekł. polsk.
[Powrót na stronę główną] [Powrót do spisu prac Marksa i Engelsa]